Dawno żaden film nie wywołał u mnie tylu myśli, wspomnień z lat młodości, a także chęci doświadczenia tego, co wymyślili twórcy tego odcinka. Zazwyczaj czarne lustra epatowały negatywnymi konsekwencjami nowości technologicznych w naszym życiu i odhumanizowania jego elementarnych składanek. A tu wspaniała niespodzianka. Dostajemy na tacy historię miłości, która toczy się w niezwykle bliskich mi latach 80-tych, z całą wspaniałą otoczką muzyki, ubiorów, kolorowych neonów i niepowtarzalną atmosferą tamtej dekady. O tym filmie myślę bardzo często i trochę zazdroszczę tego, że na razie nie mamy sposobności, aby w razie wybicia ostatniej godziny przenieść się w cyfrowy świat naszej młodości...
Od niepamiętnych czasów znałem piosenkę Belindy Carlisle, ale teraz na zawsze będzie ona przypominała mi dwie roześmiane i jakże różne dziewczyny, które wsiadają do mx5 i jadą przed siebie, mając dla siebie praktycznie wieczność.
Tak niezwykle to opisałeś, że sięgnąłem specjalnie po to nagranie z kadrami z tego odcinka :)
https://www.youtube.com/watch?v=qdp-Gg7e2vc
Tylko zauważ, że jesteś pod wrażeniem tego epizodu, tylko dlatego, że jesteś śmiertelny i - wedle wszelkiego prawdopodobieństwa - już lekko przeterminowany ( bez obrazy ). Gdybyś przestał ( czyli stał się nieśmiertelny ) - niemal z automatu ten epizod stałby się dla Ciebie nudnym gniotem.
Ciekawa interpretacja, ale niekoniecznie wszyscy mogą podobnie to odbierać.
Akurat w moim przypadku chodzi bardziej o jedną z bohaterek. Ta "okularnica" bardzo mi przypominała kobietę, która kiedyś dużo znaczyła w moim życiu.
Jak zobaczę grzyby atomowe to przyznam ci rację. Narazie idź poszukaj swojego muła :)
Niektórzy chcą zapomnieć młodość. Ja bym wolał się przenieść do takiego świata w jakim chciałbym był spędzić młodość.